Cisza w social mediach i na blogu. Rezygnacja z THS na Stadionie Narodowym. Przeziębienie, łóżkopiryna, próba dojścia do siebie.
Ostatnio sprawdzam znów swoje granice. Nie dlatego, że chcę sobie dokopać, lecz po to, by zobaczyć, jak moja Wysoko Wrażliwa Głowa i Wysoko Wrażliwe Ciało dadzą sobie radę po kolejnej serii wprowadzonych zmian.
W ramach sprawdzania były wystąpienia. Gdynia (WordCamp), Zakopane (Beyond Code), VOD (THS). Jest praca – eksperymentuję z jej godzinami, podobnie jak z rzadszym sprawdzaniem maila. Będzie konferencja PHPCon i nowe projekty do zakodowania.
Generalnie zniosłam całość dobrze, choć widzę, że potrzebuję popracować nieco nad odpoczynkiem w tak intensywnym czasie
Gdy ciało mówi „pas”
Kiedy trenowałam szermierkę lubiłam wiedzieć, gdzie mniej więcej jest moja granica wytrzymałości i ile więcej mogę spróbować dać z siebie. Podobnie jest teraz – sprawdzam, kiedy aspekt fizyczny i mentalny „siada” na tyle, że choróbsko łapie mnie bez problemu.
Po ostatnim przeziębieniu i łóżkopirynie mogę powiedzieć, że jestem w stanie zrobić więcej, jednak potrzebuję też lepszego zarządzania odpoczynkiem. Zbyt często próbowałam jeszcze „pocisnąć”, jeszcze zmobilizować się do kodowania lub interakcji międzyludzkich. W efekcie to całe dobro zamiast mnie cieszyć zaczęło mnie przytłaczać, aż wreszcie organizm powiedział „pas”.
Z drugiej jednak strony widzę, że poukładałam sobie w głowie kolejne ważne „kawałki”. Dzięki tej „żelaznej” konsekwencji w przesuwaniu granic łatwiej jest mi zabrać się za pracę, nawet jeśli nie wiem, jak coś zrobić. Łatwiej jest mi zająć się nauką, nawet jeśli obawiam się, że nie zrozumiem wystarczająco dużo. Ba! Łatwiej jest mi rozmawiać z obcymi ludźmi o czymkolwiek.
Być może to jest właśnie moment, w którym zdołałam odbudować podkopane przez zwolnienie z powodu ogólnoświatowego kryzysu poczucie własnej wartości. Czuję, że potrafię. Jak nie umiem, to się nauczę. A jak czegoś nie chcę robić, to powiem to wprost. Trochę czasu to zajęło, ale było warto.
To sprawia, że czuję też mniejszą potrzebę, by robić sobie mini-crunche. Wychodzę z fazy testów i wchodzę w fazę spokoju. Potrafię. Nie muszę już przesuwać tych granic. Mogę mentalnie osiąść w tym, co osiągnęłam.
Mniej bodźców od zaraz
THS na Narodowym ominął mnie z dwóch powodów. Jednym było przeziębienie. Drugim było to, że mój mózg czuł się przeciążony po zrobieniu tydzień wcześniej prawie 1000 km samochodem jako kierowca i intensywnych kontaktach z ludźmi na różnych etapach podróży.
Wieczór wcześniej głowa pękała mi w szwach. Raz, od kataru. Dwa, od poczucia, jakby ktoś w moim mózgowym samochodzie po czasie intensywnej jazdy zaciągnął hamulec ręczny. Dalsza jazda w tym przypadku byłaby bardzo ciężka i szkodliwa.
Praca zdalna umożliwia mi eliminację zbyt wielu bodźców w codziennym funkcjonowaniu, co sprawia, że łatwiej mi jest dobrze znieść kilka dni intensywnego działania, np. pracy czy wyjazdu na konferencję. Wciąż jednak daje mi popalić bodźcowanie od wewnątrz – moje własne myśli.
Podpowiadają mi one najgorsze scenariusze i widzą we mnie głównie to, co nie działa, co należałoby poprawić, zmienić, ulepszyć. Plus – myśli te już mnie nie powstrzymują od działania. Minus – wciąż gdy się pojawiają jestem nimi zmęczona.
I znów – to, co może pomóc, to lepsze rozplanowanie odpoczynku w intensywnym czasie, by na koniec dnia mieć jeszcze zapas sił na zarządzanie myślami, które mówią: „i po co to robisz?”, „nie nadajesz się”, „lepiej zamknąć się w domu”.
Przekraczanie granic
Niektórzy uparcie siedzą w swojej strefie komfortu. Moja jest za ciasna, by w niej ciągle siedzieć. Inni regularnie z niej wychodzą. Ja potrzebuję wychodzić w sposób przemyślany i zaplanowany, by potem nie zdychać w łóżku.
Mimo to potrzebuję przekraczać swoje granice. Granice, które mówią mi, że nie dam rady być programistą (a jestem…). Które powtarzają, że muszę coś robić lepiej, wydajniej, szybciej, choć wystarczy to co robię i jak robię. Które czasem mówią, że odpoczynek nie ma sensu, praca nie ma sensu, walka nie ma sensu bo jestem WWO i i tak będę zmęczona, będę płakać, będę wątpić w siebie.
Jednak gdy rozważnie przekraczam granice mam przynajmniej piękne wspomnienia, które dają mi siłę na kolejne dni. Wspomnienia dopiętych projektów, asertywnych i kompetentnych odpowiedzi, wspaniałych ludzi spotkanych na drodze, wysłuchanych wystąpień i wygłoszonych prelekcji.
Po prostu żyję.