Dziennik pokładowyOnkodziennik

Powrót z zaświatów

Powrót z zaświatów

Wciąż sprawdzam drzwi po kilka razy, czy je zamknęłam i wciąż nie zawsze podlewam kwiatki tak, jak by tego potrzebowały. Jednak wreszcie mam siły do dalszej walki.

[Tekst ten powstał na początku września, ale nie miałam siły go opublikować. Zatem dziś nadrabiam zaległości]

To były długie miesiące. I mroczne. Miały w sobie wszystko, czego nie znoszę… Presję, której nie można w żaden sposób przepracować. Irracjonalny lęk, który zamiast maleć narastał i coraz bardziej paraliżował. Ogromne poczucie zagubienia mimo, iż starałam się krok po kroku realizować plan. I to dojmujące poczucie, że ja już nigdy z tego nie wyjdę…

Gra na nowych zasadach

Na kolejny krok do przodu złożyło się kilka kwestii.

Pierwszą było wywalczenie rozpoczęcia elektrostymulacji nerwu błędnego. Nie obyło się bez kilku dodatkowych wizyt u lekarzy, jednak już pierwsze dwa tygodnie terapii przyniosły mi ogromną ulgę. Objawy, które sprawiały, że nie byłam w stanie spać i bałam się wyjść z domu ustąpiły na tyle, że mogłam zacząć wychodzić z domu.

To nie jest tak, że nie wychodziłam wcześniej. Po prostu wcześniej każde wyjście oznaczało kilka dni mobilizowania się i kilka odchorowywania. A jeśli nakładało się na siebie ileś wizyt to mój układ nerwowy pokazywał mi środkowy palec, co jeszcze utrudniało wychodzenie z domu. Nasilały się lęki, odczucie stresu, zmęczenia, złości…

Mogłabym pójść do psychiatry i wziąć leki. Mogłabym, wybaczcie określenie, żreć garściami Hydroksyzynę lub inną substancję (coś w stylu pregabaliny czy wenlafaksyny). Hydroksyzyna co prawda nie ma potencjału uzależniającego, natomiast… Pokażcie mi człowieka, który odstawi ten lek samodzielnie i świadomie w momencie, gdy daje mu aż taką ulgę – natychmiast. Wolałam nie wystawiać siebie na próbę, a w przypadku innych leków nie chciałam znowu przechodzić cyrków związanych z ustawianiem leków (działa – nie działa – czuję się lepiej – gorzej – trzeba zmienić – trzeba monitorować… i dreptać po receptę).

Droga nie na „skróty”

Jeśli nie macie noża na gardle (czyt. myśli samobójczych), lub Wasz stan jeszcze pozwala na pewne eksperymenty (poza sprawdzeniem poziomu witaminy D, bo to powinno się wydarzyć PRZED decyzją o podaniu antydepresantów), to często lepiej popatrzeć, czy nie ma innych naukowo sprawdzonych metod, które mogą pomóc w złagodzeniu objawów powiązanych z obecnymi lub spodziewanymi zaburzeniami psychicznymi (u mnie to walka o złagodzenie objawów PTSD).

I nie mówię tylko o psychoterapii. Objawy depresyjne (i nie tylko) mogą mieć wiele źródeł, od niedoborów witaminy D czy problemach z tarczycą zaczynając, na szeregu chorób powiązanych m.in. z jelitami kończąc. I nie głoszę tu teorii spiskowych, lecz mówię o nauce, która jeszcze dociera „pod strzechy” w wielu przychodniach. Niestety, zbyt wielu specjalistów, czy to z powodu niewiedzy czy z powodu tego, jak działa system, rzadko zastanowi się, czy naprawdę trzeba zacząć podawać leki. Mało kto leczy przyczyny, łatwiej i szybciej jest skupić się na skutkach.

U mnie potrzebne było wyciszenie szalejącego nerwu błędnego. Nie wiem, czy branie leków załatwiłoby tę kwestię. Pewnie dałoby szybszą poprawę, ale czy ostatecznie czułabym się lepiej? Problemy z nerwem błędnym mogą wpływać negatywnie na stan serca… A ja już mam arytmię, której przed operacjami w 2021 nie było. Nie mam uszkodzenia serca, więc arytmia prawdopodobnie jest odwracalna. Czy mogą ją odwrócić antydepresanty? Raczej nie. A uspokojenie nerwu błędnego? W opinii dwóch różnych kardiologów – coś może pomóc. Warto było więc wybrać się tą ścieżką i z tej przyczyny.

Człowiek jest jak system naczyń połączonych. Jeśli coś ruszamy w jednym miejscu, to pojawia się szereg skutków w innym. Ja do końca życia będę miała problem z jelitkami, które osuwają się tam, gdzie była macica – bo mogą. Przy okazji uciskają pęcherz tak, że kończy się na uwiązaniu do toalety i żarciem Furaginum, jeśli już przy okazji rozwinęła się infekcja. Mogę poprawić sytuację ćwiczeniami, natomiast muszę być czujna. Wycięta macica i wędrujące jelitka z kolei wpływają na kwestie trawienia, na pęcherz, na nerw błędny… Tabletka na objawy lękowe tylko przykryłaby problem.

Nie chcę nawet myśleć, ilu lekarzy nie zauważa tych zależności, nie ma czasu ich zauważyć, lub nie ma wystarczającej wiedzy… Doświadczenie pokazuje, że różnie z tym bywa, a przepisanie tabletki bywa najszybszym sposobem na doraźne załatwienie sprawy.

Tak więc korzystając z elektrostymulacji i fizjoterapii wybrałam się w długą podróż po to, by móc lepiej zaopiekować się sobą i swoim ciałem. By zająć się przyczynami, a nie skutkami.

Powrót do cesarstwa

Po drodze wydarzyło się coś jeszcze.

Gdy byłam w 2021 w szpitalu, przeczytałam ponownie „Achaję” Andrzeja Ziemiańskiego. Potem zaczęłam połykać „Pomnik Cesarzowej Achai”, ale przerwałam. W pewnym momencie nie byłam w stanie w ogóle czytać książek lub przychodziło mi to z dużą trudnością.

Niedawno jednak wróciłam do świata Achai, na tereny książkowego cesarstwa i jednak sięgnęłam ponownie po napoczęty tom III „Pomnika Cesarzowej Achai”. I jakoś poleciało. Potem poszedł na tapetę Virion. Na razie tylko pierwsze 4 tomy, jednak…

Wreszcie były wieczory spędzone z książką. Kąpiele w wannie, w trakcie których ciężko było oderwać się od lektury i tylko dolewałam sobie ciepłej wody, by nie zamarznąć. Zarwane noce, gdy do drugiej czy trzeciej czytałam, nie mogąc się oderwać.

Wciąż patrzę na tę przemianę ostrożnie. Jednak… jakby coś drgnęło.

[wspomóż zbiórkę na moje leczenie] [kup mi kawkę]

Udostępnij

O autorze

Wysoko wrażliwa web developer w mniej-wrażliwym świecie.