Przeglądając stare wpisy i zastanawiając się, co mogę wykorzystać obecnie na blogu, znalazłam ciekawą notatkę traktującą o moich priorytetach w życiu.
Notatki z lipca 2021 roku
„Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie wymagającym czasem. Potrzebowałam się na jakiś czas odciąć od działania, zatrzymać się, zająć tym, co najpilniejsze. Swoim ciałem, swoją głową.
Wciąż w jakimś stopniu wycofuję się z relacji i tak na razie zostanie, choć powoli wracam do działania. Jednak już inaczej wyobrażam sobie to działanie, trochę inaczej planuję.
W ostatni weekend nie mogłam chodzić. Ból spiętych mięśni był tak mocny, że nawet leki przeciwbólowe nie były w stanie wiele zmienić. Dały mi jednak możliwość, niezwykle istotną, poćwiczenia na nienawidzonym wałku. Trzy dni walki, rozciągania, wsłuchiwania się w siebie i… już nawet trochę chodzę.
Zastanawiam się, co może mi pomóc w regularnym ćwiczeniu. Gdybym sięgała codziennie po wałek, byłoby o wiele lepiej. Gdybym codziennie medytowała, byłabym w o wiele lepszej formie. Czego potrzebuję, by zadbać o swoją własną równowagę?
Czuję, że rozpraszam się na sprawy innych, zamiast zająć się własnymi sprawami. Potem brakuje mi sił na siebie samą – a w trudnym czasie taka sytuacja tym bardziej odbija się na mnie. A potem doświadczam takiego buntu ze strony ciała, że nie daję już rady dalej ignorować tych sygnałów. Trochę dbam o siebie i… wracam do starych nawyków.
Dbam teraz o równowagę. O stawianie granic. O to, by zająć się przede wszystkim własnymi sprawami. Dając się wciągnąć w sprawy innych wychodzę z równowagi – co skutkuje potem moim bólem, moim płaczem, moim zmęczeniem, moją frustracją. Nie mam siły na to, co dla mnie ważne.”
Spojrzenie z perspektywy zmian
Dwa lata później dochodzę do podobnych wniosków, choć z nieco innej perspektywy.
Pewne rzeczy się zmieniły. Zadbanie o aspekty zdrowotne sprawiło, że w ciele mam więcej mocy. Jeżeli więc już mnie coś boli albo nie mogę chodzić to nie dlatego, że moje ciało nie ma siły, tylko dlatego, że trochę przesadziłam z treningami. Albo z siedzeniem przed komputerem 😉
Zmieniło się również moje podejście do różnych spraw. Po prostu częściej stwierdzam, że ktoś może mnie do czegoś zapraszać albo próbować mi coś narzucić, ale to ja będę ponosić konsekwencje tych decyzji. Zatem – czy naprawdę chcę zrobić coś tak, by komuś było miło? Zaczynając od kwestii godzin spotkań, ewentualnych nadgodzin, kończąc na zaangażowaniu w jakieś inicjatywy – tłumaczę sobie, że mam takie samo prawo, by stawiać pewne warunki, jak druga strona.
Żeby dojść do tego miejsca, potrzebowałam przejść długą drogę. Przede wszystkim – dojść do wniosku, że mam takie samo prawo, by żyć, jak inni ludzie. Nie mniejsze, jak długo podpowiadała mi moja głowa, bazująca na tym, że skoro jestem inna, to jestem gorsza. Po drugie, zauważyłam, że za bardzo staram się wychodzić innym ludziom naprzeciw, a potem okazuje się, że tak naprawdę nie musiałam.
Być dla siebie
Dlatego też spotkania biznesowe staram się robić po 9, a najlepiej po 11 – jeśli Klient nie widzi problemu to w imię czego mam się upierać na spotkanie o 7:30 lub 8? Jestem chronotypową sową, jest to dla mnie ciężkie. Po co mam sobie dokładać ciężaru nieznośnego wstawania o porze, w której mój organizm nie kontaktuje, jeśli możemy się spotkać gdzieś w pół drogi?
Najważniejsze jednak było zrezygnowanie z bycia zawsze dla wszystkich dookoła. Moja równowaga zakłada, że sprawy innych i sprawy swoje ważę tak, aby być w równowadze i móc dzięki temu być czasem dla innych. Moje sprawy mają dla mnie wysoki priorytet. Czasem trzeba działać szybko dla innych, częściej jednak działam wytrwale na rzecz swoich celów.
W tym tańcu odbudowywania zdrowia i dbania o własne sprawy mam więcej przestrzeni na to, by czasem pomóc. Dzięki temu kładę się spać wiedząc, że nie zaniedbuję najważniejszej dla mnie osoby – siebie samej.
Postawienie siebie i swoich spraw odpowiednio wysoko jest sporą trudnością dla WWO. Jednak, jak pokazuje mój przykład, da się ? Potrzeba jednak trochę pracy i zadbania o własne zdrowie, by na tę pracę mieć siłę.