Dziennik pokładowyWWOWWO w codzienności

Życie na deficycie

Życie na deficycie

Tak, dążę do work-life balance. Tak, sama o tym piszę. Czasem jednak nie mam innej możliwości, by wziąć u siebie kredyt energetyczny…

Pamiętam, jak kiedyś rozmawiałam z pewnym mnichem o odpoczywaniu. Nie miałam wtedy stałej pracy i zastanawiałam się, jak w ogóle stanąć na nogi. Jednocześnie działo się w moim życiu wiele innych rzeczy, które mocno wysysały ze mnie energię.

Mnich zasugerował mi, bym więcej odpoczywała. Argumentacja słuszna, w końcu bez odpoczynku w pewnym momencie traci się siły do jakiegokolwiek działania. Potem jednak na biało weszła rzeczywistość, w której trzeba sobie ugotować jedzenie, zrobić pranie, ogarnąć wiele innych rzeczy zwykłych, życiowych.

Generatory deficytów

Codzienność dostarcza wiele wyzwań, które sprawiają, że siły nabranie w trakcie weekendów czy urlopów w magiczny sposób się ulatniają. Nagle coś się psuje i trzeba zorganizować naprawę. Czegoś się nie dopilnowało i pyk, trzeba gonić na szybkie zakupy. Wpadnie jakaś wizyta u lekarza albo przychodzi okresowy przegląd wentylacji. Albo kurier nie dostarcza paczki i człowiek próbuje na infolinii wywalczyć swoje.

Jeśli nie ma się gdzieś „w tle” większych problemów to da się takie małe, codzienne sprawy udźwignąć z małą dozą frustracji. Gorzej, gdy życie dostarcza sporych wyzwań poza codziennością. Wtedy te „drobiazgi” przestają być drobiazgami, a stają się coraz większymi „wysysaczami” energii.

I tak pojawiają się sytuacje, sprawy, czasem ludzie, którzy stają się generatorami deficytów – zużywają tyle naszej energii, że ilość odpoczynku, która zazwyczaj wystarcza, nie pozwala na zrównoważenie strat. W pewnym momencie żadne, nawet najlepsze ćwiczenia psychologiczne czy oddechowe nie są w stanie zapchać tej czarnej dziury.

Odpoczynek na deficycie

Niestety, czas nie jest z gumy. Jeśli jest więcej spraw do załatwienia to w jakimś stopniu cierpi czas na odpoczynek. I to cierpi podwójnie – w czasie, gdy dzieje się więcej, śpię dłużej. To sprawia, że przestrzeń na tradycyjny odpoczynek nagle się mocno kurczy.

Mam swoje sposoby na „odpoczynek” czy „reset” w takim stanie. Czasem czytanie łączę z długą kąpielą. Szydełkowanie z oglądaniem kursu, który wymaga „tylko” słuchania. Krótkie ćwiczenia na rozruszanie się z robieniem herbaty. Sprzątanie ze starymi wyścigami F1 w tle. Czasem mam siłę tylko na to, by obejrzeć jakiś serial… Może taki odpoczynek nie zasypuje 100% deficytu, ale przynajmniej wnosi dodatkowe zasoby.

Wciąż jednak mówimy o deficycie, który w pewnym momencie da o sobie znać. Owszem, przy takich epizodach „mikroodpoczynku” da o sobie znać raczej później niż wcześniej. Mimo wszystko przyjdzie taki moment, że sił zabraknie. I co wtedy?

Przecież nie zawsze można wziąć urlop. Nie zawsze jest możliwość, by odłożyć pewnie sprawy na później. Jedzenie w lodówce kiedyś się kończy, podobnie, jak czyste barchany…

Bycie tu i teraz

Jedyne, co w takich sytuacjach mnie ratuje, to bycie tu i teraz. Widzę, że kosz na brudną bieliznę się zapełnia – nie czekam do weekendu, wrzucam pranie w środę. Kroczek po kroczku chowam rzeczy do szafek. Mam trudne zadanie do zrobienia? Wbrew wszystkiemu siadam do niego. Przynajmniej uszczknę kawałek, popchnę jakiś temat do przodu.

Czasem ciężko jest nawigować przez rzeczywistość widząc, jak wiele jest do ogarnięcia nawet w danym tygodniu. Planowanie pomaga ogarnąć chaos, ale jeśli skupiam się na tym, co mam zrobić w poniedziałek a dziś jest piątek, to dokładam sobie trosk z dnia, który jeszcze nie nadszedł.

W sytuacji, gdy żyję na deficycie mojej głowie najwięcej ulgi daje skupienie na tym, co tu i teraz. A także małe kroki na rzecz ogarniania chaosu – z założeniem, że skupiam się na tym, co zrobię, a nie na tym, co mam jeszcze do zrobienia…

Wciąż zgadzam się z mnichem, że dobrze by było, bym odpoczywała więcej. Jednak w sytuacji obecnych wyzwań robię, co mogę, by utrzymać się na powierzchni.

Czasem po prostu nie da się inaczej.

Udostępnij

O autorze

Wysoko wrażliwa web developer w mniej-wrażliwym świecie.