Kolejny dzień wojny w Ukrainie. Jednak w jej cieniu trwa bliższa mi, moja osobista wojna. Walka, z której wychodzę mocno przetrącona. Mimo wszystko – wciąż toczy się życie poza wojną.
Wysoko wrażliwi w kryzysie
Nieważne, czy to wojna, śmierć osoby bliskiej, czy nieprzyjemna rozmowa. Wysoko wrażliwi generalnie bardziej intensywnie odbierają bodźce, które napływają z zewnątrz. Przez to szybciej ulegają przeciążeniu. Dlatego też WWO zazwyczaj gorzej znoszą różne, szczególnie te trudne, sytuacje.
Dla mnie wybuch wojny w Ukrainie był kroplą, która przelała czarę przeciążających mnie sytuacji. Nie mogąc sobie znaleźć miejsca weszłam w stan chaosu. Kompulsywnie czytałam najnowsze wiadomości, próbowałam zrozumieć to, co się dzieje i przygotować się na coś. Na cokolwiek. Poczuć się nieco bardziej przygotowaną na nieznane.
Jednocześnie moja wyobraźnia zaczęła szaleć. Ta wyobraźnia, która z jednej strony pomaga pewne rzeczy przewidzieć i zaplanować, teraz podsuwała setki makabrycznych scenariuszy. Wśród nich szybka śmierć spowodowana byciem w epicentrum wybuchu bomby atomowej była nawet dość przyjazna. Bycie WWO w stanie przeciążenia bodźcami oznaczało dla mnie emocjonalne przeżywanie tych scenariuszy tak, jakby zaraz na pewno miały się wydarzyć.
Obciążenie stało się nie do zniesienia, aż wreszcie organizm powiedział „pas” i weszłam w stan emocjonalnego zamrożenia. Wciąż dość często budzę się w nocy i mam raczej męczące sny, w ciągu dnia jestem jednak w stanie pracować i odpoczywać. W tym stanie funkcjonuję do dziś.
Zarządzanie kryzysowe
Ograniczenie lektury doniesień z frontu zajęło mi około dwóch tygodni. Ten czas spędziłam głównie na adaptacji.
Wdrożyłam w tym czasie kilka działań, które mają za zadanie utrzymać mój organizm w lepszej formie. Wróciłam do lekkich ćwiczeń fizycznych i zaczęłam się rozciągać. Zaczęłam pilnować, by każdego dnia zrobić coś dla siebie: szydełkować, poczytać książkę, trochę pomalować, szyć na maszynie, obejrzeć dobry film czy spędzić czas w miłym towarzystwie.
Zaczęłam również pracować nad wytrwałością poprzez stawianie sobie celów i rozliczania się z ich realizacji. Pilnuję, by stawiać sobie realne w tym czasie cele i by je realizować, mimo zmian nastroju czy nieco gorszych chwil.
Dziś dołożyłam kolejną cegiełkę, chcąc uspokoić skołataną głowę. Wróciłam do medytacji prowadzonej z Headspace Guide to Meditation (jest dostępna na Netflix).
Poza tym pilnuję tego, by się wysypiać i dobrze odżywiać. Realizuję również potrzebę pomagania, na ile pozwala mi zdrowie.
Te działania stanowią kompromis między dwoma ważnymi sprawami, które ze sobą walczą. Z jednej strony jest to, co dla mnie trudne, a co jest niezbędne dla przetrwania czasu kryzysu – czyli dbanie o siebie i swoje sprawy. Z drugiej jest częsta u osób wysoko wrażliwych chęć całkowitego poświęcenia się pomocy, którą staram się realizować bez szkody dla codziennego funkcjonowania.
Nastawienie na przetrwanie
Czy cały czas udaje mi się zachować dyscyplinę? Nie. Czasem specjalnie daję sobie trochę luzu (jak w ostatnią sobotę, spędzając pół dnia na malowaniu). Czasem widzę, że jeśli nie dam sobie trochę więcej przestrzeni to nie wykonam konkretnego zadania. Najczęściej dzieje się tak w pracy. Staram się w takich chwilach pracować w półgodzinnych lub godzinnych odcinkach czasu, a po każdym takim odcinku coś zrobić. Pozmywać, nastawić pranie, rozwiesić pranie… z jednej strony takie działanie wydłuża mi dzień pracy, z drugiej jednak dzięki temu jestem w stanie przepracować osiem godzin.
To nie jest dla mnie czas na optymalizację różnych działań. To jest czas nastawiony na przetrwanie. Na to, by:
- nie zajadać stresu i nie przytyć,
- by ruszać się po to, by za jakiś czas nie odezwały się różnej maści bóle i napięcia,
- by budować relację z osobami mi bliskimi, a jednocześnie dawać sobie i im przestrzeń tak, byśmy wszyscy, będąc w pewnym napięciu, mogli cieszyć się sobą nawzajem bez niepotrzebnych spięć,
- by skupić się na tym, co jest w zasięgu moich możliwości, a co może pomóc mi przetrwać ten czas.
Życie poza wojną
Wciąż zbyt wiele razy dziennie zaglądam na portale informacyjne. Wciąż zbyt wiele czasu scrolluję na Instagramie rękodzielnicze filmiki (no dobra, jeszcze te ze świnkami morskimi). Podobnie jednak, jak na początku pandemii, i teraz daję sobie przestrzeń na brak dyscypliny.
Pilnuję jednak, by coraz bardziej osadzać się w swojej rzeczywistości. By chodzić na spacery, tworzyć piękne rzeczy, pisać. Słowem – by mieć w swoim życiu takie rzeczy i takie sprawy, dla których warto odpuścić kompulsywne czytanie wiadomości.
Obecnie żyjemy w sytuacji podwyższonej niepewności. Nasza głowa nie lubi tego stanu, choć w rzeczywistości niepewność jest z nami cały czas. Po prostu zazwyczaj, dopóki sobie o tym nie przypomnimy, nie myślimy o negatywnych scenariuszach, a one nie uruchamiają drzemiących w nas pokładów lęku.
Teraz rzeczywistość dookoła nas cały czas przypomina, że pewna „normalność” zniknęła. I to przypomina od dłuższego czasu – pandemia przecież wciąż trwa. Jednak w tej pandemii znaleźliśmy sposób na to, by jakoś funkcjonować dalej. Teraz zagrożenie wydaje się być bardziej namacalne i jest bardziej widoczne.
Mimo wszystko, życie poza wojną trwa. Warto zadbać o siebie tak, by w tych wymagających okolicznościach nasz organizm wciąż dawał radę działać, choć może na nieco innych niż dotychczas obrotach.
PS: Temat przebodźcowania opisałam również we wpisie „Kiedy życie przyspiesza„.